Taka MIŁOŚĆ też się zdarza….

 

Wczoraj ogromnie wzięło mnie na sentymenty. Chyba dlatego, że mąż daleko, a taka okrągła nasz wspólna data pojawiła się w kalendarzu. Sama nie wiem dlaczego, bo to już trzecia rocznica poznania spędzana bez Małżonka, ale chyba właśnie ta okrągłość spowodowała sentymentalną podróż w przeszłość.

Pamiętacie taką imprezę pod patronatem Radia RMF FM o nazwie INWAZJA MOCY?  Ja pamiętam, że coś takiego było i pamiętam, że były tam koncerty różnych gwiazd, ale kto na scenie występował, tego ni w ząb, nie mogę sobie przypomnieć. Jedna z takich Inwazji odbyła się w Olsztynie 8 sierpnia 1998 roku i tak naprawdę jedyne, co z niej pamiętam, to tego chłopaka z krzywymi nogami, który tego dnia umówił się ze mną na randkę na dzień kolejny, zapamiętał numer mojego stacjonarnego telefonu, a za 8 lat został moim mężem i tak sie głupio składa, że jest nim do dzisiaj.

Minęło 20 lat odkąd poznałam mojego Lubego i pewnie, gdyby był tu teraz przy mnie, świętowalibyśmy rocznicę naszego poznania, oczywiście z mojej inicjatywy, bo niekoniecznie jestem przekonana, czy szanowny Małżonek  pamiętałby o tak zacnym dniu, z racji tego, że ma dupie wszystkie rocznice, Walentynki, uroczystości itp.

Jest jednak inaczej – siedzę w domu, jak kura na grzędzie, od sprzątania mam odciski, kolor mojej skóry przypomina już kolor pana z browarem spod osiedlowego sklepu, bo non stop słońce i nad wodą trzeba posiedzieć, co by się dzieci nie nudziły, a przy tym kobieta myśli…. i myśli…. i myśli. No i wymyśliła – 20 lat, to kupa czasu. Jestem z tym Człowiekiem ponad połowę swojego życia. Jak wiele się zmieniło przez te magiczne 20 lat? Ogromnie dużo! Poza kolorem i długością moich włosów, mamy dwójkę wspólnych dzieci i wspólnego psa, tysiące odwiedzonych miejsc, większe doświadczenie, dwie poważne choroby, zmaganie się z różnego rodzaju przeciwnościami, mnóstwo radości, uśmiechu, parę zaliczonych imprez, zmian miejsca zamieszkania i remontów w pokojach. Ja nie mogę…. ile tego jest, można by tak wyliczać i wyliczać bez końca.

Ponad połowę życia dzielę z jednym człowiekiem, tak sobie pomyślałam, że to sukces, bo przeglądając wczoraj stare zdjęcia, pomyślałam sobie, że niewiele takich związków 20- letnich jest wśród moich znajomych i policzyłam je na palcach jednej ręki. Czy to dobrze – nie wiem, każdy ocenia według siebie. Ja ze swojej perspektywy mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem szczęśliwa i nadal zakochana i cały czas potrafię tęsknić za moim mężem. Okazało się również, że on ma podobnie.

Kiedyś, chyba z 10 lat temu, poszłam do wróżki 😉 tak naprawdę do niej poszłam. to znaczy nie wiem, czy ona była wróżką, ale tak się tytułowała i podobno jest jedną z najlepszych w naszym mieście. Rozłożyła karty, spojrzała na mnie i zapytała, co ja tym człowiekiem robię, bo my przecież do siebie w ogóle nie pasujemy i ona w ogóle nie wie, jak to się stało, że jesteśmy razem. Poza tym mój mąż to miał być prawie chory psychicznie i na włosku wisiało to, że się rozstaniemy, bo ona w kartach widziała dla mnie 3 mężów. Byłam zdruzgotana i przerażona, a ona widząc to powiedziała do mnie:

„spokojnie kochana, możemy to wszystko odwrócić ale nie za takie pieniądze, będzie to 3000 zł kosztowało”.

Jak od niej wyszłam to poziom zniesmaczenia tą wizytą i osobą tej pani osiągnął zenit. Postanowiłam sobie, że wszystko, co ona mi powiedziała nigdy się nie wydarzy i rzeczywiście tak jest do dnia dzisiejszego. Nie sprawdziło się nic, z tego, co mi przepowiedziała, choć niektóre rzeczy były całkiem pozytywne. Tym sposobem jestem ze swoim Małżem już 20 lat!!! I naprawdę jesteśmy jak woda (on) i ogień (ja), „charakternie” nie pasujemy do siebie w ogóle. Inne zainteresowania, inne priorytety, inne spojrzenie na świat, ale potrafimy siebie słuchać i ze sobą rozmawiać i to jest chyba sukcesowa recepta. Bo poziom tolerancji i akceptacji jest dość spory.

Tylko nie myślcie sobie, że u nas to idealnie i że sobie z dzióbków jemy codziennie, bo miłość nie polega tylko na tym, żeby głaskać się po głowie i mówić „Misiaczku”. Miłość w naszym przypadku, to pełna współpraca i zrozumienie, to rozmowa, która tak bardzo jest potrzebna. Myślałam sobie ostatnio, kiedy ja się pokłóciłam z moim Mężem… okazało się, że tak na prawdę to nigdy. Ja jestem wredna, a on jeszcze bardziej i potrafimy sobie robić ostre wrzuty nawzajem, a potem nie odzywać się do siebie przez 2 dni, ale po tych 2 dniach, jak któreś odezwie się pierwsze, to zaczynamy się oboje śmiać z tego, jacy głupi potrafimy być i wracamy do porządku dziennego z tą naszą głupotą.

Trzecia faza miłości, po zakochaniu i stawaniu się parą, to rozczarowanie – no nie wierzę, że kiedyś do kogokolwiek, w partnerskim związku, ono nie przyszło, ale ważnym jest, żeby je przetrwać i zacząć budować prawdziwą i trwałą miłość (oczywiście jeśli ta druga strona jest w miarę normalna ;). My chyba tę fazę rozczarowania przeszliśmy burzliwie, ale jednak przeszliśmy,  a potem pojawiły się dzieci i BUHAHA tak już zostało 🙂

Ten wpis zostanie tu na zawsze. Za 20 lat zobaczymy co się zmieniło….

Kocham Mojego Męża!!!